Wczytuję dane...
KOD: 978-83-7649-057-1
Autor: Delabos Alain
Dostępność: 2 dni
EAN: 9788376490571
Koszt wysyłki od: 9.90 PLN
Wydawca: Kos

Wprowadzenie do książki

Zeszczupleć na życzenie

   Od kilku dziesięcioleci epidemiolodzy i naukowcy starają się poznać czynniki wpływające na otyłość, nadwagę, cukrzycę, objawiającą się w drugiej połowie życia, nadmiar cholesterolu i trójglicerydów, które uważane są za bezpośredni powód wzmożonej zapadalności na choroby serca.
   Wyróżniono trzy grupy przyczyn tych schorzeń:
1. nadmierny stres,
2. brak codziennej aktywności fizycznej,
3. nieodpowiedni sposób odżywiania się.
  Już w latach pięćdziesiątych lekarze i epidemiolodzy zaobserwowali wzmożoną śmiertelność u osób otyłych, a towarzystwa ubezpieczeniowe włączyły wagę oraz indeks masy ciała do czynników determinujących cenę ubezpieczenia. Podjęto więc wiele działań, które miały na celu promowanie takiego odżywiania, które nie wywoływałoby otyłości.
    Przez dziesiątki lat panowała powszechna opinia, że im mniej jesz, tym jesteś szczuplejszy. W rezultacie stworzono diety, czasem bardzo ścisłe i długotrwałe, wręcz drakońskie. Niestety, żadna z nich nie dawała długotrwałego efektu. W latach osiemdziesiątych zaczęto powoli zwracać uwagę na zjawisko przekraczania początkowej wagi po okresie odchudzania. Dotyczyło ono osób, które będąc na ciągłej diecie lub dietach – fantazji w ich wymyślaniu lekarzom nie brakowało – stale powtarzały: „Jestem na diecie, a moja waga w miarę upływu czasu powiększa się systematycznie”. Logicznie rozumujący profesorowie endokrynologii zaczęli więc pozwalać osobom cierpiącym na cukrzycę oraz inne zaburzenia metaboliczne na spożywanie ciast i słodkości w rozsądnych ilościach, i od czasu do czasu. Niestety, nikt w owej epoce nie był w stanie podać ścisłych ilości tych produktów. Wszyscy rozumowali kategorią kalorii, która stała się pomostem między lekarzami, pacjentami i dietetykami.
    Stopniowe łagodzenie diet nastąpiło we Francji dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Wytłumaczeniem tej częściowej zmiany nastawienia była „humanizacja” dietetyki. Powszechnie uważano, że poddanie się diecie wymaga sporego samozaparcia, co powoduje wśród pacjentów częste odstępowanie od zaleceń lekarskich i powrót do dawnych zwyczajów. Uznano więc, że pacjent ma prawo od czasu do czasu uczestniczyć w świątecznym posiłku lub jeść produkty „niedozwolone”, np. ser, masło lub jajka, pomimo że cierpi na nadmiar cholesterolu, albo owoce lub słodkości, pomimo że ma za wysoki poziom cukru we krwi.
   W latach dziewięćdziesiątych na rynek została wprowadzona nowa klasa leków obniżających poziom cholesterolu. Przy okazji prezentacji przez laboratoria farmaceutyczne swoich produktów, pojawiły się też broszury na temat złego odżywiania – który powodował nadmiar cholesterolu. Były to listy produktów „zabronionych” (np. wędliny lub masło) i tych, które należało jak najczęściej ograniczać (np. sery i jajka).
    Do 2002 roku wszyscy moi pacjenci, którzy byli leczeni na nadmiar cholesterolu, otrzymywali ode mnie owe listy i doskonale wiedzieli, co należy jeść, a czego nie. Zresztą sama, zanim jesienią 2001 roku przeczytałam książkę doktora Alaina Delabos, wypróbowałam dietę.    Przez kilka miesięcy byłam szczupła, ale spowolniona i bez wewnętrznej energii. Wybawiły mnie z tego stanu nadchodzące Święta Bożego Narodzenia, którym towarzyszy pojawienie się na rynku różnorodnych smakołyków. Nie żałowałam ich sobie, uznając, że lepiej być szczęśliwym i grubym, niż szczupłym i depresyjnym. Kiedy czytałam „Zeszczupleć na życzenie”, przypomniały mi się moje licealne lata, gdy odmawiałam zjedzenia kolacji wiedząc, że po tym posiłku sen będzie płytki, a następnego dnia da o sobie znać zmęczenie i przygotowywanie się do olimpiady chemicznej pójdzie mi z większym trudem. Nareszcie ktoś pojął o co mi wówczas chodziło! Nie zwlekając skontaktowałam się z autorem książki, który powiedział mi głosem pełnym energii, że wykłada chronoodżywianie na Uniwersytecie w    Dijon w ramach kursów podyplomowych.
    Pracowałam wówczas jako lekarz w więzieniu. Nie mogłam skarżyć się na brak lekarstw, a moi pacjenci mieli taki sam dostęp do lekarzy specjalistów, jak reszta społeczeństwa. Ale w warunkach więziennych leczenie osób chorych na cukrzycę i z podwyższonym poziomem cholesterolu nie było łatwe. Wiedziałam przecież, że mam do czynienia z osobami cierpiącymi na depresję, wynikającą z faktu znalezienia się w zamknięciu. Czy powinnam zatem narzucić im dietę, która ją jeszcze pogłębi, czy raczej zrezygnować z leczenia zapobiegawczego?      Perspektywa nauczenia się czegoś, co nie będzie stawiało mnie w tej trudnej sytuacji przyniosła mi dużą ulgę. W ten oto sposób zostałam jedną z uczennic doktora Alaina Delabos, którego metodę do dzisiaj stosuję w praktyce lekarskiej.
    Początkowo zmiana taktyki leczenia nadmiaru cholesterolu bardzo zaskoczyła moich pacjentów. Ci, którzy posłusznie wywiesili w swojej kuchni listę zabronionych produktów, nie mogli zrozumieć, że mogą teraz bez wyrzutów sumienia i zagrożenia zdrowia jeść codziennie rano ser, jajka i masło. Niektórzy sądzili nawet, że pomyliłam ich historie choroby.
    Natomiast, jeśli chodzi o wprowadzenie metody w warunkach więziennych, przede wszystkim zaskoczył mnie szef kuchni, który stwierdził, że nie może przesadzać z budżetem. Na pierwszy rzut oka miał rację – kilogram mięsa kosztuje więcej, niż kilogram ziemniaków.
    W konsekwencji jednak, ci z moich pacjentów, którzy byli uwięzieni, niedługo po objedzie zajadali się białym pieczywem i tym, co im w ręce wpadło, powiększając swoją objętość w pasie. Ci, którzy żyli na wolności, zostali zwolnieni z popołudniowego podjadania i nie kupowali niczego do przegryzienia, aż do lekkiego podwieczorku. To co może wydawać się drogie, okazuje się na dłuższą metę tańsze. Oszczędności pojawiły się także w zadłużonym od kilku lat Securite Sociale (francuskim odpowiedniku Funduszu Pomocy Społecznej), gdyż zmniejszyłam ilość przepisywanych leków na obniżenie cholesterolu, przeciwcukrzycowych i na nadciśnienie (gospodarka solą).
    W porównaniu z innymi dietami i metodami, zaprzestanie chrono-odżywiania nie powoduje natychmiastowego wzrostu wagi i co za tym idzie tuszy. Pacjenci powtarzali mi, że stosując nową metodę nie odczuwają już głodu, a ich stan zdrowia się poprawiał. To zachęcało mnie, lekarza, do kontynuowania raz obranej drogi.
    Postanowiłam zapoznać Polaków z metodą doktora Delabos i z odkryciami Europejskiego Instytutu Badań nad Odżywianiem (IREN), gdyż lepiej jest zapobiegać, niż leczyć, unikając „wspinaczki terapeutycznej”, jaką obserwuję w ostatnich latach w niemal wszystkich bogatych, wysoko rozwiniętych krajach.
    „Zeszczupleć na życzenie” traktuje odżywianie na sposób francuski, jednak przygotowaliśmy również zbiór przepisów kulinarnych, których inspiracją była kuchnia polska. Metoda doktora Delabos stanowi kompromis między sposobem odżywiania się wszystkim, co nam wpadnie w rękę lub w oko, kiedy mamy na to ochotę i w nieograniczonych ilościach, a odżywianiem ortoreksyjnym, czyli ze stałą obsesją spożywania pokarmów „zdrowych”, ze znanego pochodzenia, a zarazem w dokładnie wyważonych i wymierzonych ilościach.

Pragnę gorąco podziękować Autorowi za pomoc w przygotowaniu polskiego wydania książki Zeszczupleć na życzenie.

lek. med. Elżbieta Pellenq-Zemek

Szczegółowe Informacje

  • Autor: 

    Delabos Alain

  • Liczba stron: 

    372

  • Wymiary: 

    145x205

  • Oprawa: 

    Miękka

  • ISBN: 

    978-83-7649-057-1

  • Tłumacz: 

    Barbara Wieczorek

  • Rok wydania: 

    2012

Polecamy
Klienci, którzy kupili ten produkt wybrali również...