Wczytuję dane...
KOD: 978-83-936119-4-2
Autor: Catherine Ingram
Dostępność: 24 godzin
EAN: 9788393611942
Koszt wysyłki od: 9.90 PLN
Wydawca: Biały Wiatr

   Od tysięcy lat ludzkość żarliwie poszukuje głębszego znaczenia i przynależności. W tym celu stworzono wiele religii i filozofii. Jednak w dzisiejszych czasach, mnóstwo ludzi zraziło się do nich, czując, że opierają się na przesądach, dogmatach i hierarchii władzy. Potrzeba sensu i przynależności pozostaje taka sama, choć tradycyjne opcje jej zaspokojenia mają coraz mniejsze zastosowanie. Zdesperowani, zwracamy się w stronę konsumpcjonizmu, technologii i podglądania sławnych ludzi jako naszych nowych religii, lecz one także nie przynoszą satysfakcji. Współczesny świat, dla wielu, stał się bezdusznym miejscem.
   Z tego rozczarowania bierze się duże i wciąż rozwijające się zainteresowanie poszukiwaniem sensu życia, które nie pochodzi z wierzeń czy tradycji, lecz zamiast tego, wypływa wyłącznie z bezpośredniego doświadczenia. Wielu ludzi odczuwa duchowy, tajemniczy oddech istnienia. Jednak, choć przeczuwają tajemnicę, nadal opierają się na rozumie. Nazywam ich racjonalnymi mistykami. Takim ludziom może wydawać się, że są osamotnieni w swoich poglądach, że nie pasują, ani do religii, ani do targowiska próżności. Mogą mieć poczucie, że w ogóle nie pasują do tego świata.
   Dobrze znam to poczucie osamotnienia, które pojawia się, kiedy z jednej strony ktoś nie czuje się już częścią duchowej tradycji i jednocześnie ostrożnie podchodzi do postrzegania życia z czysto mechanicznego czy biologicznego punktu widzenia.
Jakiś czas temu sama doświadczyłam egzystencjalnej depresji, która utrzymywała się parę lat i rozwinęła we mnie cyniczne spojrzenie na życie. Wcześniej, będąc na duchowej ścieżce od wczesnych lat siedemdziesiątych, uczyłam się u uznanych nauczycieli w Azji i na Zachodzie oraz należałam do ogólnoświatowej społeczności osób praktykujących medytację, głównie w tradycjach buddyjskich.         Dodatkowo, oprócz rygorystycznej praktyki medytacyjnej, studiowałam to, co w sanskrycie nazywa się dharmą, a co w wolnym tłumaczeniu określane jest jako „prawda" lub „droga". Przez ponad dziesięć lat pracowałam także jako dziennikarka, specjalizująca się w pisaniu o świadomości i aktywiźmie, aby mieć dostęp i - w pewnym sensie - indywidualne zajęcia z niektórymi z wielkich duchowych przywódców i myślicieli naszych czasów. To były lata pełne ekscytacji, w których czułam się częścią rozwijającego się ruchu duchowości.
Ale dotarłam do punktu, w którym to wszystko przestało mieć jakikolwiek sens. Wszelkie przekonania religijne zaczęły się rozpadać i stały się niczym bajki, próbujące złagodzić niepokój związany z bezcelowością istnienia oraz lękiem przed śmiercią. Ten upadek wiary pojawił się sam z siebie i był ostatnią rzeczą, której bym sobie życzyła. W końcu, bardzo wygodnie jest pocieszać się miłą historyjką o celu życia i wiarą w zaświaty. Zamiast tego, popadłam w wizję rzeczywistości, która była bezsensowna i okrutna. Widząc od dawna jak daremne jest poszukiwanie spokoju w zdobywaniu władzy czy pieniędzy, a teraz tracąc jakikolwiek kontakt z dharmą, poczułam się obca w każdym świecie. Nie umiałam już mówić językiem moich najstarszych i najukochańszych przyjaciół, i pochłonęła mnie zimna pustka.
   Jasną stroną ciemnej depresji jest to, że czasami otwiera nas na nowe horyzonty. Kiedy wszelkie sposoby zawodzą i w niczym nie znajdujemy pocieszenia, możemy popaść w szaleństwo albo uświadomić sobie, że to, czego od zawsze chcieliśmy -życie pełne pasji i spokój wewnętrzny - znajduje się, o dziwo, w prostej zmianie postrzegania.
    W moim przypadku spotkanie nauczyciela, nieżyjącego już H.W.L. Poonjaji z Indii, obudziło we mnie jasność co do tego, że obiektywne widzenie historii mojej depresji i przedostanie się do leżącego pod nią spokoju, rozpuściło po drodze samą depresję. Poonjaji pokazywał, że możliwe jest życie w cichym centrum istnienia, będąc równocześnie w pełni zaangażowanym w działanie. Sam był namiętną i intensywną ekspresją życia, chłonąc jego przyjemności i zdając sobie jednocześnie sprawę z jego dramaturgii. Niemniej jednak, czuć było w nim ciszę, której nie dotykał świat.
    Pomimo wielu lat praktyki medytacyjnej, nigdy wcześniej nie doświadczyłam trwałego, wewnętrznego spokoju. Próbowałam dotrzeć do tej wewnętrznej ciszy za pomocą technik poskramiania umysłu, ale bezskutecznie. Jednak teraz odpadł cały wysiłek, by uciszyć umysł i moja uwaga zaczęła swobodnie odpoczywać w ciszy poza myśleniem. Myśli wciąż szalały, ale zainteresowanie nimi zmalało. Poruszenia umysłu, emocji, lęku czy euforii stały się falami na oceanie spokoju. Proces przystosowywania zaczął pojawiać się samoistnie. Tak jak alpiniści na dużych wysokościach muszą spędzić jakiś czas, obozując po drodze bez szczególnego zadania, a jedynie po to, by pozwolić ciału przystosować się do nowej wysokości, czułam, że moja świadomość również przystosowuje się do ciszy, podczas gdy ja nie robiłam nic, aby temu pomóc. Cisza sama w sobie wykonywała całą pracę, podobnie jak samo przebywanie na dużej wysokości wykonuje pracę aklimatyzacyjną dla wspinaczy.
    W tej ciszy, zaczęłam odczuwać przenikającą wszystko obecność i ogarnęło mnie uczucie miłości. Zdałam sobie sprawę, że zawsze na peryferiach mojej świadomości czułam wewnętrzną obecność i miłość - to było całkiem znajome. Czysta obecność jest naszym podstawowym doświadczeniem, nawet wtedy, gdy pozornie pogubiliśmy się w wydarzeniach i chaosie życia. Podobnie jak oddychanie, jest traktowane jak coś oczywistego. Jest tym, co najlepiej pamiętamy, gdy sięgamy do najwcześniejszych wspomnień naszego życia.    Szczegóły przeszłości mogą być zamazane, ale bycie sobą jest jasne. Czy mamy cztery lata, dziesięć, dwadzieścia czy dziewięćdziesiąt, tym co najbardziej spójnie określa nasze doświadczenie jest prosty fakt istnienia i, gdy wejdziemy głębiej, uczucie miłości.
    Przypominam sobie to uczucie z najwcześniejszego okresu mojego życia, kiedy spędzałam czas z moją babcią, Catherine Versace, która zmarła, gdy miałam siedem lat i która była dla mnie jak matka. Nieraz spacerowałyśmy w milczeniu pośród niebieskich hortensji, rosnących w jej ogrodzie i wszystko wewnątrz i na zewnątrz błyszczało i lśniło. To wydawało się wtedy zupełnie normalne.
    Ale gdy dorastałam, zgubiłam gdzieś to odczucie. Chociaż świadomość prostej obecności i miłości była tam cały czas, całe lata nie dostrzegałam jej, poszukując znaczenia, celu i obietnic życia. Dopiero po spotkaniu Poonjaji, poszukiwanie odpadło, a w jego miejsce wyłoniła się wdzięczność dla tajemnicy oraz przebudzona świadomość. Ogarnęło mnie odczucie fundamentalnej jedności. Wszystko było na swoim miejscu -tak po prostu.
   To zrozumienie wniosło też poczucie przynależności. Pojęłam, że nie tylko jesteśmy wzajemnie połączeni - jesteśmy wypełnieni tą samą esencją tak jak wszystko inne.
   Zaczęłam dzielić się tym zrozumieniem od 1992 roku, początkowo na zaproszenie Ram Dass, nauczyciela duchowego i autora klasycznego dzieła „Be Herę Now". Od tego czasu wiele podróżuję, prowadząc publiczne, wieczorne spotkania w Stanach Zjednoczonych, Europie i Australii. Te zebrania, zwane Dialogami Dharmy są interaktywnymi dyskusjami przeplatanymi okresami ciszy. Celem tych dialogów jest przeniesienie uwagi uczestnika na obecną świadomość i przejrzenie przez nawykowe sposoby działania umysłu, próbującego wykręcić się od tego. Każdy wieczór jest inny, to rodzaj improwizowanych rozmów sokratejskich, które ostatecznie prowadzą, niemalże w każdym przypadku, do ciszy.
   Oprócz Dialogów Dharmy prowadzę też wiele stacjonarnych, milczących odosobnień. To właśnie w czasie takich spotkań, kiedy ludzie są po prostu w ciszy i swobodnie mogą zanurzyć się w głębię swojego istnienia, zauważają wyłanianie się zaskakująco spójnej inteligencji. Owa inteligencja jest międzykulturowa i przekracza biologiczne zdolności czy poziom wykształcenia. Ludzie, którzy na zewnątrz mogą być postrzegani jako niespecjalnie uzdolnieni intelektualnie, doświadczają jej na równi z innymi. Dotyczy to również osób o niewielkim wykształceniu. Można to uznać za inteligencję serca, ponieważ dąży ona do harmonii i równowagi dobroci. ja nazywam to przebudzoną świadomością, ponieważ jest wrodzona i nagle po prostu się budzi. Właśnie do tej świadomości .zy inteligencji się odnosimy, gdy mówimy, że jesteśmy „przy Jrowych zmysłach". Można by dodać, że przebudzona świadomość to także prawdziwie czujące serce. Kiedy mamy prawy umysł i wrażliwe serce, stajemy się instynktownie kochający, szczodrzy i wnikliwi.
   Przez lata zastanawiałam się nad uniwersalną naturą świadomości. Zauważyłam, szczególnie na odosobnieniach, że ludzie w czasie codziennych grupowych sesji, używali niemal mistycznego, poetyckiego języka, by opisać zwyczajne wydarzenia dnia. Uświadomiłam sobie, że to, co dzisiaj nazywamy poezją mistyczną, pochodzącą z ubiegłych wieków, było po prostu sposobem w jaki ludzie tamtych czasów, tacy jak Rumi czy Hanz w XIII i XIV wieku, opisywali rzeczywistość. Oni nie starali się być poetami. Opisywali uczucia i życie dosłownie tak, jak tego doświadczali. Zdawali sprawozdanie z pola przebudzonej świadomości.
    W czasie odosobnienia zaczęłam zauważać, że podobne opisy płynęły od ludzi, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z takimi sprawami. Często zaskakiwało mnie, że niemal takimi samymi słowami opisywała swoje spostrzeżenia i uczucia osoba mieszkająca na wsi w Szkocji i ktoś, kto żyje na Hawajach. Uświadomiłam sobie także, że ta inteligencja wykracza poza czas rozumiany linearnie, że przebudzona świadomość Buddy, Chrystusa czy Rumiego nie różni się bardzo od naszej własnej. Ludzie całe wieki napotykali tę inteligencję na niezliczone sposoby i wyrażali ją w sztuce, poezji, muzyce, nauce czy religii.
   Moja uwaga skierowała się ze zdziwieniem na podobne sposoby wyrażania, które obserwowałam u ludzi, którzy posiedli przebudzoną świadomość To stało się moim sekretnym hobby -wyłapywanie tych podobieństw w różnych miejscach na świecie, tam gdzie podróżowałam. Pewnej nocy obudziłam się ze snu, w którym zidentyfikowałam siedem głównych cech, które naturalnie i konsekwentnie wypływały z przebudzonej świadomości. Wstałam z łóżka, zapisałam je i poszłam dalej spać Następnego ranka popatrzyłam na to, co napisałam i zobaczyłam treść tej książki Namiętna Obecność.
   Te siedem jakości - Cisza, Wrażliwość, Ucieleśnienie, Autentyczność, Wnikliwość, Zachwyt i Zadziwienie - znane są każdemu. Jednak często nie dostrzegamy ich, goniąc za materialnymi rzeczami czy rozwojem duchowym. W przebudzonej świadomości te cechy towarzyszą nam na co dzień, są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Pochodzą bowiem z naszej wrodzonej mądrości i prowadzą nas lepiej, niż jakakolwiek filozofia.
   Dlatego książka Namiętna Obecność, którą trzymasz w dłoniach jest po prostu przypomnieniem tego, co już wiesz w głębi serca, w swojej własnej, przebudzonej świadomości. Nie musisz się męczyć, żeby ją odnaleźć, nie staraj się pojąć jej intelektualnie. Wgląd najlepiej przyswaja się na świeżo. Nie ma potrzeby, by zapamiętywać cokolwiek na później. Jeśli będziesz próbował ją złapać czy pojąć, skończysz na dogmacie. Ale gdy odprężysz się w cichym centrum swojej istoty, twoja własna świadomość będzie celebrować każdy przebłysk tajemnicy, który pojawi się na twojej drodze.

Szczegółowe Informacje

  • Autor: 

    Catherine Ingram

  • Tytuł oryginału: 

    Passionate Presence: Seven Qualities of Awakened Awareness

  • Liczba stron: 

    216

  • Wymiary: 

    145x205

  • Oprawa: 

    Miękka

  • ISBN: 

    978-83-936119-4-2

  • Tłumacz: 

    Monika Kowalska

  • Rok wydania: 

    2013

Polecamy
Klienci, którzy kupili ten produkt wybrali również...