Wczytuję dane...

Co możemy zrobić, by ocalić naszą przyszłość?

Co możemy zrobić,  by ocalić naszą przyszłość?

   Książka Słoneczny Kataklizm w znacznej mierze skupia się na konsekwencjach, jakie zachowanie Słońca przynosi naszej planecie, a w szczególności istotom ludzkim żyjącym na niej obecnie. Hipoteza kapryśnego Słońca odnosi się jednak do całego układu Słonecznego,   który stanowi przecież zasięg oddziaływania Słońca.
    Zazwyczaj pytamy twórców powieści beletrystycznych o to, jacy pisarze wywarli na nich największy wpływ, ale z jakiegoś powodu pytanie to rzadko zadawane jest autorom literatury faktu. Przypuszczalnie dzieje się tak dlatego, że nie jesteśmy artystami, a także z uwagi na to, iż w dziełach niefikcyjnych jakość prozy jest mniej istotna niż zawartość rzeczowa – literatura faktu jest w istocie gatunkiem „usługowym”, tj. takim, w którym treść jest ważniejsza od stylu pisania. Dlatego pytania zadawane autorom uprawiającym ten gatunek literacki zdają się krążyć raczej wokół przedstawianego zagadnienia tematycznego niż sposobu jego prezentacji. odsuwając urażoną dumę artystyczną na bok, chciałbym zauważyć, że o kataklizmie słonecznym była już mowa na początku lat 70., w takich dziełach jak Buszujący w zbożu czy Kompleks Portnoya. Pewnego dnia w Danbury w stanie Connecticut, na jarmarku stanowym, moja dziewczyna z czasu studiów – Monika – wytknęła mi, że jestem emocjonalnie niedostępny, niesprawiedliwy, niekomunikatywny. Dodała jeszcze kilka innych epitetów zaczynających się od „nie”, których dokładnie nie pamiętam, gdyż w trakcie tej litanii po prostu wyłączyłem się – co pewnie dowodzi jej racji. Ze spaceru po jarmarku pamiętam za to pół kilo krówek i naprawdę niesamowitą świnię z niebieską wstążką. Tamtego wieczoru ostro zaoponowałem, jakbym bronił kogoś w sądzie: owszem, nie byłem zbyt dobry w kwestiach emocjonalnych, ponieważ – tak właśnie! – one nie są aż tak istotne. uważamy, że uczucia płyną z głębi nas samych, ale w rzeczywistości one przez nas przepływają. Tak też powiedziałem Monice. istoty ludzkie są doprawdy jedynie skomplikowanymi membranami skonstruowanymi po to, by odbierać bodźce fizyczne, takie jak hałas czy gorąco, i tworzyć adekwatne biochemiczne produkty końcowe, np. gniew, pożądanie czy przywiązanie. To nic nadzwyczajnego. Zasugerowałem wtedy, że gdybyśmy zrozumieli, jak nieistotne są w gruncie rzeczy nasze emocje, moglibyśmy uniknąć przeżywania emocjonalnych katuszy, co na dłuższą metę pozwoliłoby unikać takich (głupich) kłótni jak ta, którą w tamtej chwili toczyliśmy ja i Monika. nigdy nie nazywaj ukochanej osoby membraną... nie licząc tej gafy, nasza wymiana zdań sprowokowała kilka ważnych pytań, które w końcu – parę dekad później – doprowadziły mnie do sformułowania hipotezy kapryśnego Słońca. Moja teoria powstała, gdyż nie mogłem przestać zastanawiać się nad tym, ile z tego, co tworzymy (i uważamy za nasze dzie- ła), w istocie tylko przetwarzamy, co czyni nas jedynie pośrednikami, nie zaś artystami. W jakim stopniu radio odpowiedzialne jest za muzykę, którą odtwarza? Czy kultura, będąca zasadniczo sposobem wyrażania emocji w formie artystycznej, także jest przeceniana? Wtedy, na studiach, nie miałem pojęcia o tym, że Słońce wpisuje się w to równanie, a jedynie miałem niejasne przeczucie, że większość czynów i dzieł przypisywanych ludzkości wcale nie pochodzi od niej, albo przynajmniej nie w takim stopniu, jak nam się wydaje. Dobrym przykładem będzie tu wspomniany już przeze mnie upadek imperium wikingów, który nie miałby miejsca, gdyby Słońce się nie ostudziło, utrudniając tym samym potomkom tych odkrywców przeprawę przez zamarznięte morza.

    Zazwyczaj pytamy twórców powieści beletrystycznych o to, jacy pisarze wywarli na nich największy wpływ, ale z jakiegoś powodu pytanie to rzadko zadawane jest autorom literatury faktu. Przypuszczalnie dzieje się tak dlatego, że nie jesteśmy artystami, a także z uwagi na to, iż w dziełach niefikcyjnych jakość prozy jest mniej istotna niż zawartość rzeczowa – literatura faktu jest w istocie gatunkiem „usługowym”, tj. takim, w którym treść jest ważniejsza od stylu pisania. Dlatego pytania zadawane autorom uprawiającym ten gatunek literacki zdają się krążyć raczej wokół przedstawianego zagadnienia tematycznego niż sposobu jego prezentacji. odsuwając urażoną dumę artystyczną na bok, chciałbym zauważyć, że o kataklizmie słonecznym była już mowa na początku lat 70., w takich dziełach jak Buszujący w zbożu czy   Kompleks Portnoya. Pewnego dnia w Danbury w stanie Connecticut, na jarmarku stanowym, moja dziewczyna z czasu studiów – Monika – wytknęła mi, że jestem emocjonalnie niedostępny, niesprawiedliwy, niekomunikatywny. Dodała jeszcze kilka innych epitetów zaczynających się od „nie”, których dokładnie nie pamiętam, gdyż w trakcie tej litanii po prostu wyłączyłem się – co pewnie dowodzi jej racji. Ze spaceru po jarmarku pamiętam za to pół kilo krówek i naprawdę niesamowitą świnię z niebieską wstążką. Tamtego wieczoru ostro zaoponowałem, jakbym bronił kogoś w sądzie: owszem, nie byłem zbyt dobry w kwestiach emocjonalnych, ponieważ – tak właśnie! – one nie są aż tak istotne. uważamy, że uczucia płyną z głębi nas samych, ale w rzeczywistości one przez nas przepływają. Tak też powiedziałem Monice. istoty ludzkie są doprawdy jedynie skomplikowanymi membranami skonstruowanymi po to, by odbierać bodźce fizyczne, takie jak hałas czy gorąco, i tworzyć adekwatne biochemiczne produkty końcowe, np. gniew, pożądanie czy przywiązanie.

 Słoneczny kataklizmSłoneczny kataklizm