Wczytuję dane...

Fragment książki Po schodach do nieba

Fragment książki Po schodach do nieba

   Kiedy Betty zaczęła umierać, poczuła, jak jej ciało słabnie. O tym, co było dalej, pisze: „Poczułam przypływ energii. Wewnątrz mnie coś jakby pękło lub się otworzyło. Moje pierwsze wrażenie było takie, że jestem wolna. W tym odczuciu nie było nic nienaturalnego”. Potem pojawili się przy niej Aniołowie Stróżowie, którzy pomogli jej zrozumieć ważne rzeczy dotyczące jej życia oraz pojąć jej związek z rodziną. Towarzyszyli jej w trakcie przejścia na drugą stronę. Betty weszła w ciemność i przemieściła się ciemnym tunelem. „Pomyślałam, że to na pewno jest ciemna dolina śmierci”, mówi. „Nigdy w życiu nie czułam większego spokoju”.
    Relacja Betty odpowiada na pytania, które od dawna zadają mi ludzie na temat doświadczenia śmierci - pytania, na które nie byłem w stanie odpowiedzieć. Betty opisuje podsumowanie swojego życia na ziemi i zaznacza, że nie była osądzana przez innych, ale przez samą siebie.

„Przytłaczający ciężar ciała i jego chłód były odrażające"

   Betty miała przeżycia z pogranicza śmierci nie tylko jako osoba dorosła; była do nich przygotowana, ponieważ doświadczyła czegoś podobnego jako dziecko. Dzieci mają proste i czyste doznania, niezakłócone religijnymi ani kulturowymi oczekiwaniami. Nie ukrywają swoich przeżyć, co często robią dorośli, i nie mają problemów z zaakceptowaniem duchowych konsekwencji spotkania z Bogiem. Nigdy nie zapomnę pięcioletniej dziewczynki, która powiedziała mi nieśmiało: „Rozmawiałam z Jezusem i On był miły. Powiedział, że jeszcze nie pora, żebym umarła".       Dzieci pamiętają swoje przeżycia z pogranicza śmierci znacznie częściej niż dorośli i w rezultacie o wiele łatwiej akceptują i rozumieją swoją duchowość jako osoby dorosłe. Jeśli mają kolejne tego rodzaju doświadczenie w późniejszym życiu, jest ono zazwyczaj wyjątkowo silne i kompletne.
   Betty Eadie przypomina nam, że waga przeżyć z pogranicza śmierci polega na tym, że uczą nas one, jak żyć. Dopiero od kilkuset lat uważamy, że człowiek nie ma duszy i tym samym nie istnieje życie po śmierci. Bezpośrednim następstwem takiego przekonania stał się nienaturalny lęk przed śmiercią, który przenika nasze życie doczesne i uniemożliwia nam osiągniecie jego pełni. Betty uczy nas, że wiedza o tym, iż śmierć jest procesem duchowym, nie wywołuje pragnienia, by umrzeć, ale pragnienie, by przeżyć swoje życie w pełniejszy sposób. „Nareszcie wiedziałam, że Bóg naprawdę istnieje", mówi Betty. „Przestałam wierzyć w siłę wyższą... Zobaczyłam kochającego Boga, który stworzył wszechświat...”

„Już nie boję się śmierci, bo teraz już trochę więcej o niej wiem”

 Pewna mała dziewczynka powiedziała mi, że kiedy umarła, dowiedziała się, iż ma „nowe życie". Dodała, że choć w szkółce niedzielnej słyszała o niebie, tak naprawdę nie wierzyła w jego istnienie. Po tym jak umarła i wróciła do życia, stwierdziła: „Już nie boję się śmierci, bo teraz już trochę więcej o niej wiem”. Nie chciałaby znowu umrzeć, bo, jak się dowiedziała: „życic jest po to, żeby żyć, a światło jest na później”. Zapytałem ją, jak się zmieniła po tym przeżyciu, a ona milczała przez dłuższą chwilę, po czym stwierdziła: „Miło jest być miłym”.
   Książka Po schodach do nieba udziela nam tej samej lekcji. „Jeśli będziemy życzliwi, zaznamy radości". Betty zapytała Jezusa: „Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej?”
W odpowiedzi usłyszała: „Zanim poczujesz radość, musisz poznać smutek". To proste zdanie zmieniło mój sposób rozumienia życia. Jest to mądrość, którą znałem „wcześniej"; prawdę mówiąc, słyszałem ją przez całe życie. Po przeczytaniu książki Betty uświadamiam sobie, że moje życic zmieniło się pod jej wpływem, że muszę wrócić do prostych prawd, które zawsze znałem, ale które lekceważyłem.

Po schodach do nieba

   Będąc Indianką, Betty w dzieciństwie uczęszczała do szkoły z internatem. Przed szkołą znajdowała się ogromna tablica z sentencją: „Jeśli nie ma wiary, ludzie gasną". Nasze społeczeństwo utraciło rozumienie własnych wierzeń. Stało się to bezpośrednią przyczyną makabrycznej szopki, jaką zrobiliśmy z umierania: ludzie umierają poukrywani w szpitalach, w towarzystwie zimnej aparatury zamiast pośród krewnych i przyjaciół. Zapomnieliśmy, jak umierać, ponieważ śmierć nic jest już częścią naszego powszedniego życia. Jednocześnie zapomnieliśmy, jak żyć. Joseph     Campbell, wielki znawca mitów, stwierdził, że bezpośrednią przyczyną wielu z naszych współczesnych problemów, poczynając od uzależnienia od narkotyków, a na przemocy w centrach naszych miast kończąc, jest powszechny brak duchowych wizji. Zapomnieliśmy, że nasze powszednie życic jest istotne duchowo.