Wprowadzenie do książki
Projekt Szczęśliwy Dom
Czyli jak nauczyłam się sprzątać półka po półce, robić dobre uczynki, starać się bardziej i wiele innych moich eksperymentów w życiu codziennym
Projekt Szczęście oznacza nowe podejście do codziennego życia. Zaczynacie od przygotowań: musicie ustalić, co Was cieszy, zadowala i wciąga, jak również co wywołuje w Was poczucie winy, gniew, nudę i wyrzuty sumienia. Następny etap to postanowienia – zdecydujcie, jakie działania dadzą Wam szczęście. a potem naprawdę interesująca część planu, czyli realizacja postanowień.
Projekt Szczęśliwy Dom to opowieść o moim drugim projekcie, o tym, czego próbowałam, o tym, czego się nauczyłam. W ciągu pięciu lat, które upłynęły od pierwszego projektu, wiele osób pytało uporczywie: „ale czy twój projekt naprawdę coś zmienił? Twoje życie wygląda podobnie. o ile szczęśliwszym można się stać?”.
Rzeczywiście, moje życie wygląda podobnie: ten sam mąż i dwie córki, ta sama praca, to samo mieszkanie, ten sam rytm dnia. a jednak dzięki projektowi naprawdę stałam się szczęśliwsza: dokonałam niezbędnych zmian i wytrwałam w postanowieniu, żeby „zawsze być sobą”, a tym samym udało mi się zmienić moje życie bez wprowadzania w nim radykalnych zmian.
Być może zaprotestujecie: „Nie mogę teraz zacząć własnego projektu. Nie mam tyle czasu ani pieniędzy, ani sił. Nie mogę dopisać kolejnego punktu na liście rzeczy do zrobienia”. Jednak mój projekt właściwie nie wymagał dodatkowego czasu, pieniędzy czy sił. Trzeba się napracować, żeby być szczęśliwym, ale taka praca daje prawdziwą satysfakcję: cała trudność polega na tym, by podjąć świadome decyzje, a potem zrealizować swój plan.
Często zastanawiam się, czemu tak trudno jest nam zmusić się do zrobienia rzeczy, które nas uszczęśliwiają. Zwykle wiem, co powinnam zrobić, żeby być szczęśliwsza, a jednak takie zmiany muszę sobie narzucać. Codziennie wykonuję wysiłek, żeby kogoś pocałować, wyspać się, nie sprawdzić poczty, przyznać złote gwiazdki. Codziennie przypominam sobie, że powinnam siebie akceptować i więcej od siebie wymagać.
Mój pierwszy projekt obejmował szeroki zakres spraw. Bieżący jest zawężony i pogłębiony. Ponieważ uświadomiłam sobie, że spośród wielu czynników warunkujących moje szczęście najważniejszy jest dom – we wszystkich swoich aspektach – postanowiłam skupić na nim wysiłki. Przedstawiam tu rozmaite strategie, którymi posłużyłam się, żeby we własnym domu poczuć się u siebie.
oczywiście jest to mój osobisty projekt, odzwierciedlający konkretne okoliczności, mój system wartości, zainteresowania i osobowość. Każdy człowiek ma indywidualną wizję domu i szczęścia, ale większości z nas taki projekt przyniesie wymierne korzyści.
Możecie pomyśleć: „Skoro każdy ma swój własny projekt, to po co mam czytać o cudzym?”. Z rozważań nad szczęściem wyciągnęłam jeden, być może zaskakujący wniosek: lepszą lekcją są dla mnie bardzo indywidualne doświadczenia drugiego człowieka niż uniwersalne filozofe i szeroko zakrojone badania społeczne. To właśnie dzięki analizie przeżyć innych ludzi dowiaduję się najwięcej o sobie samej, nawet jeśli z tymi ludźmi pozornie nic mnie nie łączy. Tak się złożyło, że wśród moich przewodników są: kłótliwy, niezdecydowany leksykograf, zakonnica, która ponad jedną trzecią swojego krótkiego życia spędziła w zakonie klauzurowym, i kilku sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Książka Projekt Szczęśliwy Dom to opowieść o procesie edukacji. Mam nadzieję, że lektura mojej historii zachęci Was do rozpoczęcia własnego projektu. Nieważne, kiedy i gdzie czytacie te słowa. oto właściwy czas i miejsce, żeby przystąpić do dzieła.
Fragment książki Projekt Szczęśliwy Dom
Dom to miejsce, do którego należę bezwarunkowo, co sprawia mi zarówno radość, jak i ból. Jak napisał Robert Frost, dom to „coś, na co jakoś wcale nie trzeba zasłużyć” . Dom daje mi poczucie bezpieczeństwa i akceptację, a jednocześnie nakłada na mnie odpowiedzialność i obowiązki. Moja gościnność wobec przyjaciół ma charakter dobrowolny, ale rodzina nigdy nie potrzebuje zaproszenia.
Choć najważniejsi są ludzie, dom to również miejsce powrotów, fizyczne centrum mojego planu dnia i pępek świata mojej wyobraźni. Czuję, że cała kula ziemska kręci się wokół jednego miejsca, nad którym unosi się niewidoczny, czerwony napis „Tu jesteś”. Kiedy przeprowadziliśmy się ze starego mieszkania (oddalonego raptem o dziesięć przecznic), miałam wrażenie, jakby cały Nowy Jork zadrżał w posadach i przesunął się lekko, tak byśmy mogli znów wylądować w samym jego środku.
Za zwykłymi drzwiami stworzyliśmy własny świat, bezpieczne miejsce poszukiwań, gwarantujące ukojenie i miłość. Sucha woń szafy na okrycia, lekki stukot windy towarowej, widok książek z biblioteki ustawionych przy drzwiach, smak pasty do zębów – to są właśnie moje fundamenty.
Zadałam sobie pytanie: „Czemu nigdy dotąd nie myślałam o domu?”. i nagle to słowo eksplodowało w mojej głowie. „Dom! – krzyknęłam, odkładając na półkę ostatni kubek. – Rozpocznę kolejny projekt i tym razem skupię się na domu!”. W głowie zawirowały mi dziesiątki pomysłów.
W przeszłości przez rok prowadziłam projekt obejmujący różne aspekty życia, który miał na celu podniesienie mojego poziomu szczęścia. Podobno wszystkie badania najwięcej mówią o samym badaczu, a najlepszym sposobem na zgłębienie każdego zagadnienia jest napisanie książki na dany temat. Właśnie dlatego przystąpiłam do pierwszego projektu. Zdałam sobie sprawę, że choć dysponuję wszystkimi składnikami szczęśliwego życia, zbyt często uważam swoją sytuację za oczywistą i zbyt łatwo z błahych powodów poddaję się irytacji oraz przelotnym niepokojom. Chciałam bardziej docenić życie i pełniej je poczuć.
Aby osiągnąć wszystkie cele, opracowałam plan: dwanaście miesięcy, każdy poświęcony jednemu tematowi (przyjaciołom, pracy, wieczności i tak dalej), a na każdy temat – kilka skromnych postanowień. Moje skrupulatne, metodyczne i chyba nadmiernie sumienne podejście do szczęścia kilku osobom – w tym Jamiemu – wydało się komiczne, ale dla mnie było w sam raz.
i chociaż uwielbiam opowieści o radykalnych zmianach w życiu innych osób (na przykład Henry David Thoreau wyprowadził się do lasu, a Elizabeth Gilbert do Indonezji), własne szczęście postanowiłam odnaleźć w codziennych czynnościach. Nie mam awanturniczej natury – Codziennie jem to samo i rzadko opuszczam swoją dzielnicę, a moja wizja życia na krawędzi to wyjście z domu bez swetra. Poza tym nawet gdyby zamarzył mi się projekt w stylu „ahoj, przygodo!”, to pewnie i tak nie udałoby mi się go przeprowadzić. (W moim przypadku wyjazd z miasta choćby na jeden weekend wymaga planów logistycznych, jakich nie powstydziliby się w NASA). Mam dwójkę małych dzieci, pracę, męża, mnóstwo spraw do załatwienia i naturę domatorki, więc przeprowadzka do Paryża czy wyprawa na Kilimandżaro to nie moja bajka. Dlatego też postanowiłam szukać szczęścia w codzienności.
Na potrzeby pierwszego projektu opracowałam wiele ogólnych teorii dotyczących szczęścia; tym razem zamierzałam oprzeć się na tym, czego już się nauczyłam. oczyma duszy ujrzałam ambitny plan zawierający wszystkie elementy, które mają znaczenie dla domu, takie jak związki międzyludzkie, przedmioty, czas, ciało, okolica.
No i koniecznie musiałam wymienić zepsuty toster.
Zamknęłam zmywarkę, chwyciłam poręczny notes z Hello Kitty oraz długopis i usiadłam, żeby zapisać postanowienia.
Ustaliłam natychmiast, że nie chcę czekać z nimi do Nowego Roku. Zacznę już od następnego miesiąca, czyli od września. W końcu wrzesień to również początek nowego roku – kalendarz jest pusty, otwiera się kolejny rok szkolny. Mimo że sama nie chodzę już do szkoły, wrzesień nadal oznacza dla mnie nowe możliwości i niesie zmianę. Co roku pierwszy września stanowił pewien kamień milowy, który zmuszał do samooceny i refeksji, zupełnie jak Nowy Rok, okrągłe rocznice urodzin, zjazdy absolwentów i dni wydania moich książek. (obecnie wrzesień oznacza również maraton obowiązków macierzyńskich: przez te wszystkie formularze medyczne, listy zakupów i spisy numerów alarmowych nie wyrabiam i ledwo pamiętam, co powinnam kupić, wypełnić oraz oddać).
W tym roku początek września miał dla mojej rodziny podwójne znaczenie. Pięcioletnia Eleanor szła do zerówki, co oznaczało koniec ery malowania palcami, spacerów z wózkiem i zajęć do południa, a jedenastoletnia Eliza – do szóstej klasy, w której to często zaczyna się okres burzy i naporu typowy dla nastolatków. Dzieciństwo mojej córki dobiegało końca. Uznałam, że to dobry moment na dokonanie ponownej oceny mojego życia.
Obiecałam sobie, że przez dziewięć miesięcy roku szkolnego, od początku września do końca maja, zrobię, co w mojej mocy, by nasz dom stał się prawdziwym domem. Na pierwszy ogień kilka podstawowych zadań: powinnam sprawdzić, czy mamy sprawne latarki i gaśnicę pod zlewem, poza tym czas już chyba kupić nowy przepychacz do ubikacji. ale co dalej?
W prawdopodobnie najsłynniejszym zdaniu otwierającym jakąkolwiek powieść Lew Tołstoj napisał: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne; każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób” . Nie wiem, czy to uogólnienie jest słuszne, zawiera ono jednak sugestię, że szczęśliwe rodziny mają ze sobą coś wspólnego. Jak mogłabym odnaleźć te elementy i kultywować je we własnej rodzinie oraz domu? oto kluczowe pytanie.
Szczegółowe Informacje
-
Autor:
Rubin Gretchen
-
Tytuł oryginału:
Happier At Home. Kiss More, Jump More, Abandon a Project, Read Samuel Johnson, and My Other Experiments In the Practice of Everyday Life
-
Liczba stron:
336
-
Wymiary:
140x197
-
Oprawa:
Twarda
-
ISBN:
978-83-10-12364-0
-
Tłumacz:
Anna Nowak
-
Rok wydania:
2013