Wprowadzenie do książki
Racjonalizm a wiedza tajemna
Rewolucja naukowa zrodziła nowe technologie, które przyczyniły się do wzrostu dobrobytu społeczeństw umiejących z nich korzystać. To wystarczyło, by zapewnić nauce poczesne miejsce i szacunek. Kolejne osiągnięcia w medycynie, komunikacji, elektronice plus wciąż zwiększająca się liczba osób wykształconych dały racjonalizmowi pierwszoplanową pozycję. Nawet dwie wojny światowe w naszym stuleciu nie podkopały jej, chociaż uwidoczniły podwójne oblicze dobrodziejstw postępu technicznego. Postawa racjonalistyczna dominuje więc w państwach liberalnej demokracji, aczkolwiek narastający powszechny kryzys unaocznia ciemne strony życia tych społeczeństw, rodząc zdystansowanie się wielu ludzi do racjonalistycznych koncepcji, o czym szerzej piszę w pierwszym rozdziale. Jednocześnie te same powody w dużej mierze pobudzają ludzi do szukania alternatywnych rozwiązań bytowych, jak i nowych systemów wartości, odwołujących się do duchowej sfery życia. Na tej fali został wyniesiony ruch hipisów, a następnie New Age.
Racjonalizm zarzuca zwolennikom „nowości” ogłupianie ludzi, tamci nie pozostają dłużni, odrzucając piłeczkę do racjonalistycznego ogródka. Polemika trwa, masy publikacji zalewają rynek; jedni odwołują się do zdrowego rozsądku, drudzy do intuicji, głosu duszy i praw natury. Jak więc przedstawia się sprawa ogłupiania?
Nie wiem, jak daleko wstecz należałoby szukać początków ogłupiania. Myślę, że pojawiło się ono równocześnie z kolizją interesów dwu stron. Służyło silniejszej, sprytniejszej, elastyczniejszej moralnie, dla której posiadanie upragnionej rzeczy było najważniejszym celem. Doczekało się nawet własnej ideologii, zwięźle sformułowanej przez Machiavellego w „Księciu”: „Cel uświęca środki”. Książka została uznana za źródło doktryny politycznej, nazwanej „makiawelizmem”, która postulowała posługiwanie się obłudą, podstępem, niekiedy przemocą, a już na pewno brakiem wszelkich skrupułów w dążeniu do celu, zawsze, oczywiście, „godziwego”.
Chciałabym zobaczyć biznesmena, bankiera czy polityka, który nie uznawałby swego celu za godziwy. Wszelkie instytucje i mnóstwo poszczególnych ludzi za taki cel uważają władzę bądź pieniądze, a na ogół jedno jest ściśle związane z drugim, choć nie zawsze legalnie, czyli widocznie. Możemy wyróżnić jeszcze inny rodzaj tej „sztuki życia”, mam na uwadze wzajemne ogłupianie się ludzi w ramach konwenansu. Doskonałą analizę tej strony naszego życia znalazłam w książce Carlosa V. Vallesa „Odwaga bycia sobą”, więc przytoczę początek rozdziału „Towarzyskie maski”: „Dobre maniery są przyprawą życia towarzyskiego. Powodują, że oczy się spotykają, ręce dotykają, a ludzie zwracają na siebie uwagę w wirze pędzącego życia, choćby była to ulotna chwila poznania i życzliwości, podczas gdy inni nie zwracają na siebie żadnej uwagi. Uprzejme słowo wypowiedziane z właściwą tonacją i we właściwym czasie może pomóc wygładzić ostre krawędzie codziennego współistnienia w nieżyczliwym święcie. To musiała być jakaś miła dusza, która wymyśliła te wyszukane słowa kurtuazji, które uszlachetniają język i porządkują wszystkie życiowe okoliczności od przypadkowego spotkania do wizyty kondolencyjnej. Dobrze wychowana osoba umie się zawsze znaleźć, gdziekolwiek będzie i cokolwiek powie. Istnieje jednak i druga strona życia towarzyskiego, formalnych etykiet i gładkich manier. Sztuczność, sztywność, pustota. Przeciwieństwo spontaniczności - żadnego ciepła, żadnej szczerości ani prawdziwego kontaktu. Im głębiej puste rytuały wkraczają w nasz język, gesty, postawę, tym bardziej tracimy naszą osobowość i indywidualność. Maska towarzyskiej etykiety może zatrzeć rysy ludzkiej twarzy. „Jak się masz?” „Dobrze, dziękuję, a ty?” Czyste pustosłowie. Wszyscy to uprawiamy. Gadanie o tym lub owym, nie stać nas na to, aby zatrzymać się i udzielić szczegółowych informacji o tym, jak sobie radzimy, tak samo jak nie oczekujemy ani nie chcemy uzyskać ich od innych. Byłoby trochę niezręcznie, gdybyśmy zapytali znajomego, którego spotkaliśmy gdzieś po drodze: „Jak się miewasz?”, a on zacząłby opowiadać właśnie tam, na środku ulicy: „No cóż, skoro mnie pytasz, oto jak mają się rzeczy: dziś rano nie czułem się dobrze, dokuczał mi żołądek i miałem zawroty głowy. Jestem wściekły, ponieważ teściowie chcą przyjechać do nas na wakacje, a ja nie wiem, co robić, by do tego nie doszło, a jeszcze mniej, jeśli rzeczywiście przyjadą. (...) W tym momencie najprawdopodobniej znikniemy dyskretnie za najbliższym rogiem, pozostawiając przyjaciela na środku ulicy. To prawda, że zapytaliśmy, co u niego słychać, ale przecież każdy wie, że to zdanie nie oznacza tego, co głosi, a dokładnie coś przeciwnego. Używamy go właśnie wtedy, gdy nie chcemy, aby inna osoba opowiedziała nam, jak jej się wiedzie. Mówimy, nie mówiąc. Spotykamy się, nie spotykając. Dzisiaj widziałem to a tamto. Jak on się ma? Dobrze. To znaczy nie mam najmniejszego pojęcia, ponieważ wymieniliśmy tylko frazesy. Żyjemy, nie żyjąc. On to nie on, a ja to nie ja. Ze spotkania robimy show, który wyklucza prawdziwy kontakt. W taki sposób zatracamy siebie w labiryncie codziennej egzystencji. Język angielski doprowadził do perfekcji rytuał wzajemnego zagadywania. Na wstępne ośmielające „Jak się masz?” oficjalna odpowiedź jest dokładnym lustrzanym odbiciem: „Jak się masz?” Dwa pytania i żadnej odpowiedzi. To znaczy, pytania, które nie są pytaniami, w spotkaniu, które nie jest spotkaniem, pomiędzy osobami, które w tej chwili nie są osobami”.
Można, rzecz jasna, powiedzieć, że ten typ ogłupiania się jest nieszkodliwy a wygodny, w dodatku akceptowany przez obie strony. Przy dzisiejszym tempie życia służy nawet nieźle zaznaczeniu naszej życzliwości wobec drugiego człowieka, któremu nie możemy jednak poświęcić więcej czasu, bo gonią nas terminy, interesy itp. Osobiście dziękuję za taką życzliwość, zdecydowanie wolę jej brak. Poza tym ten typ rozumowania buduje między ludźmi zakłamanie i mur obcości, z czego przestajemy zdawać sobie sprawę. W święcie, w którym każdy „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem” w pogoni za zyskiem, alienacja jest nieodzownym tego rezultatem. Ale żeby ją jeszcze świadomie umacniać i pogłębiać przez powielanie rutynowych zachowań i „towarzyskich masek”, to już przejaw zaniku instynktu samozachowawczego. Ma to jednak swoje psychologiczne oraz kulturowe uwarunkowania, o czym szerzej piszę w pierwszym rozdziale.
Zadaniem jego jest przedstawienie procesu uzależniania się człowieka od wolnego rynku, masowej kultury, opinii publicznej, a tym samym ukazanie utraty indywidualności i samodzielności myślenia, co z kolei pociąga za sobą zawężenie horyzontów. Taki typ „masowego” człowieka jest pożądany przez każdy ustrój i rozwijające się grupy wielkich interesów, tak zwane lobby, które mogą nim spokojnie manipulować przez wybrane przez siebie sposoby ogłupiania. Rozdział pierwszy przedstawia ten proceder na przestrzeni naszego wieku, ilustrując go przykładami z życia Zachodu, a także z polskiego podwórka. Wykorzystuję do niego publikacje cenionych przeze mnie autorów, a szczególnie: Ericha Fromma, Thomasa Mertona, Francisa Fukuyamy, Fridjofa Capry i Kazimierza Waloszczy-ka. Zamieszczam dużo cytatów, a nawet fragmentów z ich książek, uważam bowiem, że ich autorytet i wiedza są wystarczającą argumentacją na rzecz przedstawianych spraw. Ponadto obcowanie z autentycznym sposobem rozumowania oraz z językiem danego autora daje odbiorcy dodatkową satysfakcję.
Próbuję uchwycić obraz współczesnego człowieka, produktu, a zarazem twórcy wielkiego kryzysu naszej cywilizacji. Usiłuję wydobyć na zewnątrz to, co wielu z nas spycha do swej podświadomości, warunkując się całkowicie od otoczenia, w szerokim znaczeniu tego słowa, a jednocześnie degradując swoje środowisko przez zatracenie poczucia więzi z nim, a tym samym odpowiedzialności za nie.
Rozdział drugi koncentruje się na relacji „święte” i „świeckie”, śledząc rozwój, przyczyny i skutki ogłupiania współwyznawców i współobywateli. Przyjęcie chronologii biegu wydarzeń pozwala mi spojrzeć na omawiane zjawisko z pewnej perspektywy, co umożliwia z kolei uchwycenie istoty kontrowersji między obydwoma sferami naszego życia. Przytaczam różne fakty historyczne, biorę pod uwagę wydarzenia współczesne, odwołuję się do wielu publikacji, szczególnie często wykorzystuję uwagi Thomasa Mertona, jak również ks. Józefa Tischnera, których trudno podejrzewać o stronniczość.
Sporo miejsca zajmuje w tym rozdziale obyczajowość, którą tak "święte”, jak i „świeckie”, uważa za swoją domenę, a której broni przed drugim, nie przebierając w środkach. Tutaj właśnie, niczym na urodzajnym polu, pleni się bujnie rozmaitość ogłupiania ludzi, a wszystko w imię najwyższych wartości. Trwa walka o „rząd dusz”, szczególnie dusz młodego pokolenia. Obie strony mają swój kodeks wartości i swój sposób na życie. Wpajają je ludziom od najmłodszych lat, nie dając im szansy na własne dojście do prawdy, na znalezienie własnej tożsamości. Doprowadza to część młodego pokolenia do otwartego buntu, manifestującego się najczęściej na polu obyczajowości. Ukazuję te sytuacje w naszym stuleciu, jak również ich skutki zmieniające obowiązujący styl życia, dążące do odkłamania różnych tabu, rysujące możliwe drogi rozwoju życia w przyszłości. Staram się zachować obiektywizm, aczkolwiek oczywista głupota pewnych poczynań i wypowiedzi prowokuje mnie tu i ówdzie do skomentowania ich.
Trzeci rozdział zajmuje się opozycją między racjonalizmem a tak zwaną „wiedzą tajemną”, którą oficjalna nauka pomiata bądź czyni z niej igraszkę dla swoich żartów. Na styku tych dwu dziedzin wiedzy znajdujemy najwięcej iskrzenia i wzajemnego pomawiania o ogłupianie ludzi.
Starałam się wybrać autorów optujących na rzecz „nieznanego” spośród ludzi wykształconych, mających w swym dorobku naukowym wiele publikacji i podchodzących do zagadnień paranormalnych metodami stosowanymi w badaniach naukowych. Osoby te, początkowo nastawione wybitnie sceptycznie, w miarę zagłębiania się w problemy i w miarę rozpracowywania ich zmieniały swój stosunek do badanych zjawisk.
Materiał pomieszczony w tym rozdziale obejmuje szereg dziedzin zaliczanych do parapsychologii. Korzystam tu również z najnowszych publikacji z zakresu channelingu czy kontaktów z inteligencją pozaziemską. Starałam się omijać bardziej znane problemy i książki, ewentualnie wybierać z nich tylko fragmenty niezbędne do omawianych spraw.
Całość zamyka Posłowie, które uzupełnia i rozwija niektóre tematy poruszone wcześniej, jak również stanowi pewien rodzaj podsumowania. Za nim znajduje się bibliografia, na której opiera się książka, czerpiąc z niej te wypowiedzi i przemyślenia autorów, które korespondują z tematami przedstawionymi przeze mnie. Celowo więcej cytowałam niż omawiałam, nie chcąc w najmniejszym nawet stopniu wypaczyć linii rozumowania osób, na które powoływałam się, poza tym wiem, że każdy woli obcować z oryginałem niż z przekazem, delektując się stylem i finezją myśli autora.
Szczegółowe Informacje
-
Autor:
Lubańska Teresa
-
Liczba stron:
192
-
Wymiary:
145x205
-
Oprawa:
Miękka
-
ISBN:
83-86737-83-2
-
Rok wydania:
2000