Wczytuję dane...
KOD: 978-83-7399-627-4
Autor: Andrzej Czesław Klimuszko
Dostępność: 24 godzin
EAN: 9788373996274
Koszt wysyłki od: 9.90 PLN
Wydawca: Rytm

Wprowadzenie do książki

Wróćmy do ziół leczniczych


   Wydanie książki Wróćmy do ziół leczniczych Ojca Andrzeja Czesława Klimuszki wymaga specjalnego omówienia. Jest to bowiem pozycja wydawnicza zasługująca na znaczące miejsce w literaturze medycznej.
   Bliższego wyjaśnienia wymagają przede wszystkim jej aspekty formalno-prawne. Należy przy tym rozproszyć wszelkie fałszywe mity i uprzedzenia, należy dokonać obiektywnej oceny realnych, a nie urojonych wartości, należy sprawiedliwie i trzeźwo wytyczyć granicę pomiędzy wiedzą i postępem a wstecznictwem i zacofaniem. Bo życie dostarcza aż nadto dowodów na to, że niejeden sceptyk „ex libro doctus" nazywający sam siebie szermierzem oświaty, nosi opaskę niewiedzy i zacofania na własnych oczach. Na przykład, nie tak dawno, pewien znany dziennikarz żalił się na łamach poczytnego dziennika, że: z osiemnastowiecznych idei zostało nam jeszcze między innymi picie obrzydliwych ziółek. Nie przyszło mu jakoś do głowy, że równie obrzydliwym można by nazwać picie wódki, albo palenie papierosów.
    Można by postawić proste pytanie: czy — ze względów prawnych — znajomość ziół i ich stosowanie zastrzeżone jest wyłącznie dla lekarzy. Ale tu napotykamy od razu pierwszy życiowy paradoks. Bo choćbyśmy nawet w swej lojalności i gorliwości takich dyplomowanych lekarzy-znawców ziołolecznictwa szukali, to ich prawie nie znajdziemy. Z programu studiów lekarskich już dawno skreślono botanikę, farmakognozję i ziołolecznictwo. Młody lekarz z murów uczelni medycznej nie wynosi, niestety, żadnej wiedzy z tej dziedziny, ponieważ nie uznano jeszcze za stosowne przywrócić do łask gałęzi wiedzy, która przecież już za czasów faraonów egipskich stała na imponująco wysokim poziomie. Już w egipskim papirusie Ebersa z roku 1550 p.n.e. figuruje aż 900 recept lekarskich, które w większości są różnymi kompozycjami leków ziołowych. Ziołolecznictwo wzbogacane było przecież wielowiekowymi doświadczeniami, opartymi na empirii, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.
    Jeszcze dziś dość często się zdarza, że jeśli ktoś na własną rękę zdobywa wiedzę lekarską, zbiera i selekcjonuje informacje z dziedziny zielarskiej medycyny ludowej, naraża się na zarzut znachorstwa i na etykietę „domorosłego zielarza", który rzekomo bezprawnie wkracza w kompetencje lekarza, nie posiadając dyplomu ukończenia studiów lekarskich. To kolejny absurd. Czyż można zabronić stosowania ziół, albo zachęcania do stosowania ich przez innych, skoro nietrudno je nabyć w każdej aptece bez recepty lekarskiej i to jeszcze z dokładnym opisem na opakowaniu, dotyczącym ich działania i stosowania?
   A przecież można je samemu zbierać na łonie przyrody. Równie absurdalne byłoby pytanie, czy przy ratowaniu tonących trzeba mieć koniecznie kartę pływacką?
    I następny problem, który ciągle czeka na pełne wyjaśnienie, na oczyszczenie go z naleciałości zacofania i na usunięcie fałszywych mitów. Chodzi o wyjaśnienie, czym są wreszcie te „obrzydliwe ziółka", jak je określił dosadnie ów „oświecony ignorant". Czy czasem nie kryją one w sobie tajemnicy medycyny przyszłych dziesiątków lat i przyszłych wieków i czy nie stanowią one ukrytego jeszcze i mało znanego, ale nabierającego z dnia na dzień coraz większego znaczenia arsenału leków przyszłości?
    Już obecnie zaczyna się krystalizować bardziej obiektywny pogląd na znaczenie i perspektywy wszechwładnej dziś chemioterapii. W ostatnich dziesiątkach lat błysnęła ona wyraźnie, ale był to chyba tylko błysk przemijający. Odnosiła i odnosi rzeczywiście zadziwiające sukcesy, przynosi ulgę w cierpieniach ludzkich, jest skuteczna w likwidowaniu chorób zakaźnych i szybkim „gaszeniu pożaru". Ale powoli, z roku na rok, zaczęła się ujawniać druga strona medalu, czyli szkodliwe działanie uboczne. Niepokój zaczęło wzbudzać zbyt brutalne i toksyczne działanie leków chemicznych na delikatny i kruchy organizm ludzki, działanie szkodliwe i wtórne, a nie przewidziane i nie zamierzone przez lekarza. Uprawiana do dziś strategia osiągania za wszelką cenę natychmiastowego efektu bez oglądania się na to, co będzie jutro — zawiodła na całej linii. I w efekcie tych zjawisk dotychczasowe upojenie chemioterapią zaczyna powoli przemijać. Medycyna już zaczyna zastanawiać się nad tym, jak się wydobyć z tego „kredowego koła" chemioterapii.
      Dodatkowym czynnikiem wywołującym niepokój jest fakt mnożenia się coraz to nowych niebezpieczeństw dla człowieka. Obecna, rozpędzona cywilizacja techniczna, wszechogromna technizacja, groźna i trucicielska chemizacja — to nowe potęgi, które szybko zmieniają oblicze tego świata. Ale najgorsze jest to, że zaczynają jak bumerang uderzać w swojego twórcę — człowieka. Wprawdzie maleje i zanika ilość chorób bakteryjnych i zakaźnych dzięki antybiotykom, ale niestety na ich miejsce powstają nowe choroby „cywilizacyjne", jak np. alergie, nerwice, psychopatie, grzybice, nowotwory. I w ten sposób medycyna znalazła się w obliczu kryzysu doktrynalnego i ideologicznego.
    Ustalono już, bardzo słusznie, że główne wysiłki należy kierować na wprowadzenie powszechnej higienizacji i profilaktyki. Stąd też ugruntowuje się obecnie nowa filozofia w ochronie zdrowia, którą można nazwać filozofią ratowania gałęzi, na której siedzimy wszyscy.
W myśl tej filozofii o zdrowiu człowieka i społeczeństwa powinno się decydować nie tylko w gabinecie lekarza, lecz również w gabinetach wszystkich dyrektorów i kierowników, odpowiedzialnych za te sektory gospodarki narodowej, które są w jakikolwiek sposób związane ze zdrowiem człowieka, a więc za urbanizację, chemizację, uprzemysłowienie, za rolnictwo, za wyżywienie społeczeństwa, za ochronę przyrody itd. Nowe prawo życia i przetrwania głosi, że za zdrowie wszystkich są odpowiedzialni wszyscy. Zdrowie bowiem jest zbyt cenne, aby odpowiedzialność za nie składać w ręce samych tylko lekarzy.
W takiej sytuacji wzrok ludzi rozsądnych i odpowiedzialnych kieruje się ku przyrodzie. Zaczyna się na nowo odkrywać zapomniane i lekceważone prawa biocenozy, prawa wzajemnego współżycia i powiązania człowieka ze światem fauny i flory. Wreszcie dociera do umysłów ludzkich oczywista prawda, że człowiek jest nie tylko panem przyrody, któremu wolno z nią robić wszystko, co mu się tylko podoba, lecz że jest również cząstką tej przyrody i to cząstką uzależnioną od całości kompleksu naturalnego i ogólnych praw natury, którego egzystencja jest ściśle uzależniona i związana z prawidłowym funkcjonowaniem troficznego łańcucha życia na ziemi.
    Efekty leczenia ziołami przez O. Klimuszkę przeszły wszelkie oczekiwania. Jego działalność to ogromne pasmo sukcesów leczniczych. Sam tak pisał o tym:

Otrzymuję błagalne listy z całego świata. Jest to dziwne zjawisko, którego nie pojmuję, a które stało się koszmarem mojego życia. Jestemjuż sterany wiekiem i wycieńczony nadludzką pracą, od której nie ma dla mnie ucieczki.

   Z wielkim uznaniem i szacunkiem należy tu podkreślić, że O. Klimuszko zawsze udzielał pomocy ludziom chorym zupełnie bezinteresownie, wyłącznie tylko z pobudek szlachetnych i humanitarnych, jako wzorowy duchowny, w duchu prawdziwie chrześcijańskim. Pomagał wszystkim jednakowo, nie wyróżniał nikogo, nikomu nie odmawiał pomocy, nawet gdy już opadł z sił. Każdemu pacjentowi, oprócz cennej fachowej porady leczniczej, przekazywał aurę swojej życzliwości, dużo ujmującego ciepła i tak rzadko spotykanej ludzkiej miłości. Nie ustawał do końca w wysiłkach niesienia pomocy innym, niszcząc swoje własne zdrowie. I co więcej — to masowe kierowanie do Niego błagalnych próśb o pomoc skłaniało Go jeszcze bardziej — jak sam pisał — do coraz głębszego zapuszczania się w labirynt ogromnie bogatejJlory, aby wydobyć z niej jeszcze więcej zbawiennych tajemnic dla dobra cierpiącej ludzkości
Jak widzimy, było to godne podziwu stanowisko wspaniałego Człowieka i wielkiego Dobroczyńcy.
    Książka O. Klimuszki oprócz walorów praktycznych posiada jeszcze wartość cennego podręcznika uczącego nas szacunku i miłości do przyrody. Każdy, kto Jego książkę przeczyta, zostaje urzeczony jej przedziwną sugestią i patrzy już na przyrodę zupełnie innymi oczyma, bo na długo już pozostanie pod urokiem pięknego hasła Autora, który uczy: Szukajmy kontaktu z żywą przyrodą, a znajdziemy w niej radość życia, jej tchnienie przynosi nam energię i tężyznę naszemu ciała. Przyroda nas żywi, uczy, leczy, koi, kocha i raduje.
     Reasumując powyższe, możemy zadać pytanie: Czy ośmieliłby się ktoś wysunąć wobec O. Klimuszki zarzut niekompetencji, albo wkraczania w niedozwoloną dziedzinę? Zapytajmy o to te niezliczone tysiące uzdrowionych przez O. Klimuszkę i szczęśliwych pacjentów z Polski i całego świata. Pamiętajmy przy tym, że pacjentami O. Klimuszki — i to bardzo wdzięcznymi i zadowolonymi z Jego pomocy — byli między innymi wybitni profesorowie Akademii Medycznych, ludzie na bardzo wysokich stanowiskach i w końcu — co jest godne szczególnego podkreślenia — wielka liczba samych lekarzy.
Niestety, trzeba tu z goryczą wypomnieć, że polska nauka nie doceniła talentu i ogromnej wiedzy Andrzeja Czesława Klimuszki, a naukowcy, i to nawet ci, którzy korzystali z Jego pomocy i byli tą pomocą zachwyceni — nie mieli odwagi, aby to głośno powiedzieć i nie pofatygowali się nawet, aby bliżej zanalizować i zbadać podłoże sukcesów i drogę naukową tego fenomenalnego Człowieka.
     Niżej podpisany był jednym z tych szczęśliwców, którzy przez wiele lat obserwowali i podziwiali działalność leczniczą O. Klimuszki, a również jednym z tych, którzy uprosili Go o przelanie swojej wiedzy na papier i o napisanie książki Wróćmy do ziół leczniczych jako niezwykle cennego dokumentu.
   Sądzę, że przynajmniej z tego miejsca należą się Ojcu Andrzejowi Czesławowi Klimuszce wyrazy naszego gorącego i serdecznego podziękowania za Jego wieloletnią pomoc człowiekowi choremu i nieszczęśliwemu, za Jego wielki wkład w dzieło odrodzenia ziołolecznictwa, za przekazanie nam szacunku i miłości do przyrody, za pokazanie nam pięknego wzorca głębokiej mądrości, etyki i humanitaryzmu, wzorca, który godny jest tego, aby był z dumą przekazywany następnym pokoleniom.
    Książka Wróćmy do ziół leczniczych zawiera 151 recept zespołowych na 127 jednostek chorobowych, ujętych w 12 większych grupach farmakologicznych.
Godną podziwu jest skromność Autora, gdy mówi:

Nie jestem ani uzdrawiaczem, ani cudotwórcą, ani nieomylnym. Chciałbym tylko przynajmniej odrobinę mojej zdobytej wiedzy i doświadczenia przekazać ludziom oraz przedstawić to ogromne bogactwo, jakie nam daje żywa przyroda dla ludzkiego zdrowia.

     Sądzę, że książka Wróćmy do ziół leczniczych Ojca Andrzeja Czesława Klimuszki zostanie życzliwie przyjęta i wykorzystana przez świat lekarski, dla którego może stać się znakomitym studium ziołolecznictwa, jak i świetnym podręcznikiem dla zwolenników leczenia ziołami. A przecież żyjemy w okresie renesansu ziołolecznictwa — będzie ta książka jedną z najcenniejszych pozycji w każdej biblioteczce domowej.

Dr farm. Edward Wawrzyniak

Szczegółowe Informacje

  • Autor: 

    Andrzej Czesław Klimuszko

  • Liczba stron: 

    210

  • Wymiary: 

    145x205

  • Oprawa: 

    Twarda

  • ISBN: 

    978-83-7399-569-7

  • Rok wydania: 

    2018

Polecamy
Klienci, którzy kupili ten produkt wybrali również...