W Paryżu dzieci nie grymaszą
Dyscyplina czy bezstresowe wychowanie?
Wprowadzenie do książki
Mieszkałam we Francji już od kilku lat, ale doprawdy nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć. W Paryżu rzadko widywałam dzieci w restauracjach, zresztą zanim zostałam matką, nie zwracałam na nie większej uwagi. Teraz też nie przyglądałam się cudzym dzieciom, patrzyłam głównie na własne. Pogrążona w udręce, nie mogłam nie zauważyć, że widać istnieją jakieś inne niż moja metody wychowawcze. Tylko na czym właściwie polegają? Czy francuskie dzieci mają spokój zapisany w genach? Czy może zostały skłonione do posłuszeństwa przekupstwem (albo groźbą)? Czy też padły ofiarą staromodnego wychowania, zgodnie z którym dzieci powinno być widać, ale nie słychać?
Nic na to nie wskazywało. Francuskie dzieci nie sprawiały wrażenia zastraszonych – były radosne, rozgadane i ciekawskie, a rodzice odnosili się do nich z czułością i uwagą. Wydawało się jednak, że przy ich stolikach (i chyba w całym życiu) działa jakaś niewidzialna cywilizująca siła, nieobecna w naszym przypadku.
Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad wychowywaniem dzieci we Francji, uświadomiłam sobie, że zachowanie podczas posiłków nie było jedyną różnicą. Nagle nasunęło mi się mnóstwo pytań.
- Dlaczego na przykład – chociaż spędzałam setki godzin na francuskich placach zabaw – nigdy nie widziałam dziecka (poza moim własnym), które dostałoby ataku złości?
- Dlaczego moje francuskie przyjaciółki nigdy nie musiały przerywać rozmowy telefonicznej, ponieważ ich pociechy czegoś się domagały?
- Dlaczego ich salony nie były wiecznie zajęte przez indiańskie namioty i kuchnie dla lalek?
- Dlaczego tak wiele znanych mi amerykańskich dzieci odżywiało się wyłącznie makaronem albo białym ryżem, lub akceptowało zaledwie nieliczne „dziecięce potrawy”, podczas gdy francuskie koleżanki mojej córeczki nie odmawiały ryb, warzyw i właściwie jadły wszystko?
- I dlaczego, poza określoną porą po południu, francuskie dzieci nie podjadały między posiłkami?
Nie przyszło mi wcześniej do głowy, że powinnam podziwiać francuski sposób wychowywania dzieci. Francja nie słynęła z niego w takim stopniu jak z mody czy serów. Nikt nie odwiedzał Paryża po to, by poznawać tutejsze poglądy na budowanie autorytetu rodziców i radzenie sobie z poczuciem winy. Przeciwnie: spotkanie przeze mnie w Paryżu amerykańskie matki były wręcz przerażone tym, że Francuzki rzadko karmią dzieci piersią i pozwalają czterolatkom chodzić ze smoczkiem.
- Dlaczego jednak nigdy nie zwróciły uwagi na to, że większość francuskich niemowląt przesypia całe noce już w wieku dwóch–trzech miesięcy?
- Dlaczego nie wspominały, że francuskie dzieci nie wymagają bezustannej uwagi ze strony dorosłych oraz rozumieją słowo „nie”?
Podróżując po Francji, zauważyłam, że podstawowe poglądy paryżan z klasy średniej na wychowywanie dzieci podzielają również robotnicze matki z prowincji. Byłam zaskoczona tym, że francuscy rodzice mogą wprawdzie nie wiedzieć dokładnie, co robią, ale wszyscy oni robią mniej więcej to samo. Zamożni prawnicy, opiekunki we francuskich przedszkolach i żłobkach, nauczyciele w szkołach publicznych i starsze panie, które napominały mnie w parkach, powtarzali te same podstawowe zasady, które znałam z niemal każdej francuskiej książki lub czasopisma poświęconego wychowywaniu dzieci. Szybko stało się jasne, że we Francji wychowywanie dziecka nie wymaga wyboru metody, ponieważ wszyscy stosują się do tych samych podstawowych reguł. To sprawia, że rodzice czują się zdecydowanie pewniej.
Dlaczego Francja? Z pewnością nie należę do tych, którzy traktują ten kraj z bezkrytycznym zachwytem – au contraire, nie jestem nawet przekonana, czy podoba mi się życie tutaj. Zdecydowanie nie chciałabym, żeby moje dzieci wyrosły na zadzierających nosa paryżan. Ale mimo wszelkich zastrzeżeń muszę przyznać, że Francja stanowi doskonały kontrast dla aktualnych problemów amerykańskiego rodzicielstwa. Francuscy rodzice z klasy średniej wyznają bliskie mi wartości: z zapałem rozmawiają z dziećmi, pokazują im przyrodę i czytają mnóstwo książek, zapisują je na lekcje tenisa i zajęcia plastyczne, prowadzą do interaktywnych centrów nauki.
Potrafią się angażować – ale bez popadania w obsesję. Zakładają, że nawet najlepsi rodzice nie są do wyłącznej dyspozycji dzieci i nie jest to powód do wpędzania się w poczucie winy. „W moim domu wieczór to czas dla rodziców” – powiedziała mi pewna paryska matka. „Nasza córeczka może przyjść do nas, jeśli chce, ale to czas dla dorosłych”. Francuscy rodzice dbają o stymulację swoich dzieci, ale nie bezustannie. Podczas gdy amerykańskie bąble chodzą na lekcje chińskiego i kursy przygotowujące do nauki czytania, francuskie – z zasady – po prostu bąblują.
Ponadto Francuzi lubią być rodzicami – sąsiednie kraje cierpią na spadek populacji, a Francja przeżywa wyż demograficzny. W całej Unii Europejskiej wyższy współczynnik urodzeń ma tylko Irlandia.
We Francji istnieje wiele instytucji państwowych, które dbają o to, żeby posiadanie dzieci było bardziej pociągające, a mniej stresujące. Rodzice nie muszą płacić za przedszkola, martwić się o ubezpieczenia zdrowotne ani odkładać pieniędzy na studia. Wielu otrzymuje comiesięczne dofinansowanie – przelewane bezpośrednio na konto bankowe – za samo posiadanie dzieci.
Ale ten system opieki nie tłumaczy dostrzeżonych przeze mnie różnic. Cóż, Francuzi mają po prostu całkowicie odmienne podejście do samego procesu wychowywania dzieci. Kiedy pytałam rodziców, jak utrzymują dyscyplinę w domu, potrzebowali chwili, żeby zrozumieć, co mam na myśli. „Aaa, chodziło ci o to, jak je uczymy...” – odpowiadali. Szybko przekonałam się, że „dyscyplinowanie” to wąska, rzadko używana kategoria zawierająca kary, podczas gdy „uczenie” (niemające nic wspólnego z nauką w rozumieniu szkolnym) to coś, co w swoim odczuciu rodzice robią przez cały czas.
Nagłówki prasowe od lat wieszczą koniec obecnego amerykańskiego sposobu wychowywania dzieci, a tuziny poradników podsuwają Amerykanom pomysły, jak zmienić styl rodzicielstwa.
Ja nie mam żadnej teorii. Żyję jednak w całkowicie funkcjonalnym społeczeństwie, w którym dzieci smacznie śpią i jedzą z apetytem, a rodzice są stosunkowo zrelaksowani. Postanowiłam prześledzić, jak Francuzi osiągnęli ten stan. Okazuje się, że stosowanie odmiennych metod wychowawczych nie wystarczy – trzeba bowiem nieco inaczej spojrzeć na samo dziecko.
Spis treści
W Paryżu dzieci nie grymaszą
Karta redakcyjna
Motto
Francuskie dzieci nie rzucają jedzeniem
Rozdział 1. Czy czekasz na dziecko?
Rozdział 2. Bekający Paryż
Objaśnienia
Szczegółowe Informacje
-
Autor:
Pamela Druckerman
-
Tytuł oryginału:
Bringing Up Bébé: One American Mother Discovers the Wisdom of French Parenting
-
Liczba stron:
386
-
Wymiary:
145x205
-
Oprawa:
Miękka
-
ISBN:
978-83-08-05027-9
-
Tłumacz:
Małgorzata Kaczarowska
-
Rok wydania:
2013